„Język głęboko polaryzujący, dzielący nigdy nie zjednoczy społeczeństwa w sprawie ochrony życia. Kiedy my to zrozumiemy, że by chronić życie, ludzie muszą czuć się do tego zaproszeni, poznać jego wartość? Musimy pokazać jak wiele robimy dla rodzin, dla matek, dla dzieci. Musimy przekonać, że jesteśmy gotowi na przyjęcie życia, nawet jeżeli jest chore lub niepełnosprawne” – napisał Jakub Bałtroszewicz w newsletterze do przyjaciół Fundacji JEDEN Z NAS, w którym skomentował strategię Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia w czasie wysłuchania publicznego ws. projektów liberalizujących prawo do aborcji. Zaprotestował przeciw agresywnej retoryce niektórych ruchów antyaborcyjnych.
Poniżej pełna treść tekstu Jakuba Bałtroszewicza:
Dałem sobie nieco ponad tydzień by (ochłonąć i) podsumować tak ważne wysłuchanie publiczne ws. czterech projektów liberalizacji prawa aborcyjnego, które odbywało się w zeszłą środę w Sali Kolumnowej Sejmu RP. Nasza taktyka, by zgłosić jak najwięcej odrębnych organizacji, a nie zgłaszać się jako Federacja, okazała się sukcesem. Mieliśmy przewagę na sali, byliśmy lepiej przygotowani, nasze argumenty były bardziej merytoryczne. Strona sprzyjająca aborcji była zdenerwowana, roszczeniowa, a swoje argumenty w większości opierała na negatywnych emocjach.
Jednak jest coś, co tkwi we mnie jak drzazga i nie daje spokoju. Bardzo często środowisko obrońców życia w imię jedności milczy i pozwala sobie na odwracanie głowy, gdy ci, którzy też chcą walczyć z aborcją działają na zasadzie „cel uświęca środki”. Otóż z całą mocą chcę powiedzieć: NIE.
Agresja będzie rodziła agresję. Pogarda zostanie odwzajemniona pogardą. Język głęboko polaryzujący, dzielący nigdy nie zjednoczy społeczeństwa w sprawie ochrony życia. Kiedy my to zrozumiemy, że by chronić życie, ludzie muszą czuć się do tego zaproszeni, poznać jego wartość? Musimy pokazać jak wiele robimy dla rodzin, dla matek, dla dzieci. Musimy przekonać, że jesteśmy gotowi na przyjęcie życia, nawet jeżeli jest chore lub niepełnosprawne. Przecież miarą dojrzałości społeczeństwa, jest to, jak traktuje najsłabszych swoich członków…
Jest mi bardzo przykro, bo osobiście mnie to dotyka, jak widzę przysłowiową gombrowiczowską „gębę” doklejoną do środowiska obrońców życia przez margines organizacji, które wybrały drogę agresji i wojny. Przekonanych tą retoryką nie potrzeba przekonywać, a nieprzekonani – cóż, oni się odwracają, bo nie chcą mieć z tym stylem nic wspólnego.
Od początku chciałem, by ruch pro-life miał twarz miłosierdzia, miłości, wsparcia czy pomocy.Marzyłem by kobieta rozważająca aborcję nie bała się do nas przyjść i poprosić o rozmowę czy pomoc. Chciałem ruchu pro-life, na który patrzy się z podziwem, bo robi rzeczy, na które inni nie mają czasu i siły, a wiedzą, że to buduje społeczeństwo i wzmacnia najsłabszych. I będę dalej o taki pro-life walczył. Nawet jeżeli w budowaniu takiego wizerunku najbardziej przeszkadzają ci, którzy są przekonani o nieomylności drogi, którą wybrali, by aborcja stała się koszmarem przeszłości.